Moje życie mnie przytłoczyło. Problemy, brak kasy i na koniec zostałem wyrzucony z domu za bycie gejem.
Stanąłem na krawędzi bloku... wysoko... odetchnąłem i byłem już gotów wykonać ten krok.
- Co Ty odwalasz chłopcze?- odwróciłem się powoli w kierunku niskiego, typowo męskiego głosu. Ciemnowłosy mężczyzna, podchodzący pod dwadzieścia parę lat, z zaniedbanym zarostem na twarzy i złotymi oczyma o wyraźnie zmęczonym spojrzeniu.
- Chce się zajebać...- odparłem jakby mówiąc, " to przecież Polska, tu każdy wpierdala kartofle"
- Ach, ok. Byle szybko ja też w kolejce- mężczyzna opiera sie o komin i odpala fajka.
Sam nie wiem który z nas ma bardziej chore w głowie.
- Czemu?- pytam schodząc z krawędzi budynku. Nieznajomy wyciąga w moim kierunku paczkę szlugów, a ja tylko kręcę głową w odmowie.
- W zeszłym roku popełnił tu samobójstwo mój kochanek- zaczyna mówić lekko przygaszonym głosem. Wpatruje się przez chwile we własne skórzane buty- Bałem się rozwieźć z żoną, mimo że od dawna wiedziała, że wolę facetów. Pokłóciliśmy się, powiedziałem zdanie za dużo. Był wrażliwym dzieciakiem, zabolało go to zbyt mocno i...- tu przerwał zaciągając się dymem, nie skończył wątku - po tym szybko się rozwiodłem, teraz kiedy go nie ma ja mógłbym żyć z nim szczęśliwy... a jestem sam. A Ty? - pyta podnosząc na mnie podkrążone oczy.
- Matka mnie wyrzuciła z domu, nie mam kasy, szkoła chujowo mi idzie- skracam historię i jakoś mimo wszystko siadam obok niego. Drżę kiedy chłodny wiatr owiewa mi ciało a mężczyzna obok narzuca mi swój płaszcz.
- Chodź do mnie, zjesz, prześpisz się. Nie ma co się zabijać z pustym żołądkiem. - ciągnie mnie za dłoń i idziemy do wyjścia. Jego ręka jest duża, ciepła, ozdobiona tylko sygnetem na najmniejszym palcu.
Kiedy jadę z nim autem w nieznanym kierunku milczymy oboje, nawet nie patrzymy na siebie.
Dopiero kiedy wchodzę z nim do ładnego, dużego mieszkania na trzecim pietrze odzywa się on.- Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę, tylko to umiem zrobić.- mówi rozpinając górne guziki koszuli.
- Ja umiem całkiem sporo- mówię jak gdybym oferował wspólne mieszkanie, choć chciałem tylko się pochwalić nie wiedzieć po co.
- To jutro zrobisz śniadanie. Teraz ryż- mówi wstawiając w mikrofale miskę przemieszanej papki.
Jemy również jakby bez konkretnego słowa, uśmiechamy się, zachwalam mieszkanie, krytykuje twardy ryż, śmieję się na widok specyficznego uśmiechu który gości jego usta.
Wszystko jest tak spokojne do nocy. Dostaje pościel, rozłożona kanapę i nawet dostęp do pilota. Jak w raju, do momentu w którym nie słyszę głosu gospodarza. Podążając za dźwiękiem widzę go zlanego potem, z największym cierpieniem na twarzy jakie kiedykolwiek ujrzałem...
- Florian...- łka przez sen i drży- przepraszam...
Nie wiedząc co robić kładę się obok. Moja dłoń głaszczę lekko jego włosy, działa, choć to i tak za mało.
-Już spokojnie, wszystko będzie dobrze, spokojn...- zamieram w połowie słowa gdy przysuwa się do mnie i kładzie głowę na moich kolanach w normalnym już stanie. Nie przestaje jednak wciąż dotykać jego miękkich włosów, układam się niżej by było mi choć trochę wygodniej. Zapach jego ciała, łóżka, jest przyjemny... cholera zasypiam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz