piątek, 21 lipca 2017

koktajl 3

To już trzeci dzień odkąd leżę obłogiem w łóżku
- Trzeba było chociaż włosy wysuszyć- pomyślałem patrząc na wyciągnięty spod pachy termometr- 38 i 7. No to pięknie- mruknąłem przymykając powieki.
Po tym wszystkim nie kontaktowałem się z Robertem, nie wiedziałem co miałbym mu powiedzieć, jak się zachować po tym co się stało. Ignorowałem jego telefony a na sms odpowiadałem wymijająco. Ta grypa miała swoje plusy, przynajmniej nie muszę się tłumaczyć z wyraźnych ugryzień na szyi i ramionach. Usłyszałem dzwonek do drzwi i powoli zwlokłem się z łóżka. Zajrzałem przez wizjer i zamurowało mnie. Robert stał przed moimi drzwiami w szarym podkoszulku, zielonej bluzie i okularach przeciwsłonecznych typu lustrzanki. Osunąłem się po drzwiach na ziemię
- Co chcesz?- spytałem na tyle głośno by usłyszał mnie na zewnątrz
- Dać Ci Filipo spisać lekcje.- odpowiedział spokojnie zza drzwi
- Nie trzeba, ehhm! Ehm! obejdzie się -odparłem kaszląc. Cisza, Robert nic nie powiedział. Podniosłem się powoli z trudem i ponownie spojrzałem przez wizjer.
- Twoja mama jak zwykle zapomniała zamknąć tylnych drzwi.- jego głos wprost za mną przyśpieszył bicie mojego serca.
- Mówiłem... że nie potrzebuje- kręciło mi się w głowie przez te cholerne choróbsko. Obróciłem się by na niego spojrzeć. Stał tak zwyczajnie z puszką coli w dłoni, okularach nasuniętych na głowę, torbą sportową zarzuconą na ramię i jeans'owych spodniach - Idź już, niczego nie potrzebuje - odparłem kierując się z powrotem do łóżka. Robert podszedł do mnie i położył dłoń na moim czole. Przyjemny chłód działał kojąco na moje ciało lecz mimo tego odtrąciłem jego rękę.
- Masz gorączkę- stwierdził jedynie- Połóż się, zrobię coś do jedzenia.- zdjął torbę i rzucił ją niedbale na sofę
-Wracaj do domu.- powtórzyłem idąc do pokoju. Położyłem się pod miękką pościelą i zamknąłem oczy. Wsłuchiwałem się w hałas czegoś krojonego w kuchni- Idiota, nigdy mnie nie słucha- westchnąłem nawet się nie ruszając.
- Filip,- obudził mnie łagodnym głosem siadając na brzegu materaca- masz tu zupę- wskazał na miskę z której unosiła się para.
-Dzięki.- wymamrotałem podnosząc się do pozycji siedzącej- Idź już, jeszcze się zarazisz. Milczał, jak zwykle. -Wyjdź.
- Najpierw zjedz.- powiedział ignorując moje zdenerwowanie. Sięgnąłem naczynie i spojrzałem na lekką zupę jarzynową z ryżem. Powoli zacząłem jeść czując na sobie wzrok niebieskich oczu.
- Skończyłem- sięgnąłem ze stolika tabletkę przeciwgorączkową, łyknąłem ją i znów położyłem głowę na poduszce. Przez uchylone powieki patrzyłem na niego a on na mnie. Już nie miałem siły powtarzać by wyszedł a Robert chyba wyczuł jak bardzo słaby jestem. Włożył palce w moje włosy odsłaniają czoło. Pokręciłem lekko głową widząc jak zbliża do mnie rozchylone wargi. Miękkie usta dotknęły moich, powoli zaczął wsuwać w nie koniuszek języka. Resztkami sił odepchnąłem go powodując że spadł na ziemię
- Wyjdź.- wysyczałem wściekle- I więcej ku*wa nie pokazuj się mi na oczy.
Spojrzał na mnie zaskoczony i po chwili bez słowa opuścił mój pokój i słysząc po dźwięku zatrzaskiwanych drzwi również dom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz